środa, 13 października 2010

Rozdział 1.

      Mam na imię Lena i mieszkam w Dover, porcie w Wielkiej Brytanii. Niestety już niedługo, ponieważ zbliżają się wakacje a wraz z nimi mój wyjazd do Nowego Jorku. Dlaczego wyjeżdżam? Ponieważ moja mama pracuje w jakiejś międzynarodowej agencji i musi się przenieść, a że mieszkamy same, ponieważ ojciec odszedł nie zostawi mnie samej. Aż ciarki mnie przechodziły na samą myśl o tym wyjeździe i ciągle nasuwały się te same pytania. Jak ja się tam odnajdę? Jak ja sobie poradzę? Co ja tam w ogóle będę robić?
     3 lipca, dwa dni przed wyjazdem.
     Obudził mnie dźwięk komórki. Położyłam sobie poduszkę na głowę, próbując stłumić hałas i jeszcze trochę pospać. Na nic, ciągle dzwonił. Zrezygnowana w końcu odebrałam.
- Tak? - powiedziałam zaspanym głosem.
- To ty jeszcze śpisz? - wrzasnęła do telefonu Jessica.
     Odkąd pamiętam zawsze mnie budziła, chociaż zazwyczaj było jeszcze dość wcześnie. Spojrzałam na zegarek i nie myliłam się. Było dopiero po siódmej.
- Jess uspokój się, przecież jest dopiero siódma... - westchnęłam opadając ponownie na poduszki.
- Znasz mnie, przecież wiesz, że ja długo nie śpię. - niemal "widziałam" jak się uśmiecha.
- Taaak, a tak w ogóle to po co dzwonisz? - spytałam.
- To już zapomniałaś, że poprosiłaś swoją najlepszą przyjaciółkę aby pomogła Ci w pakowaniu się, hę?
- A tak, faktycznie, przepraszam... No to o której chciałabyś przyjść?
- Mi jest obojętne zależy ile zajmie królewnie wstanie z łóżka i ogarnięcie się...
- No to bądź pod moim domem za jakąś godzinę, ok?
- Ok, pa.
- Pa. - powiedziałam i się rozłączyłam.
     Westchnęłam i zerknęłam przez okno. Padało. Świetnie, pomyślałam. Niechętnie zebrałam się z łóżka i poczłapałam do łazienki. Postanowiłam wziąć orzeźwiający prysznic. Umyłam zęby, uczesałam się i ubrałam w pierwsze lepsze ciuchy, w końcu nigdzie się nie wybierałam. Zeszłam na dół. Nikogo nie zostałam, no tak mama jest w pracy, musi jeszcze załatwić pewne formalności dotyczące naszego wyjazdu. Poszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę. Szczerze nie miałam na nic ochoty, więc ją zamknęłam i udałam się do salonu. Klapnęłam na sofę i włączyłam TV. Nie leciało nic specjalnego. Jakieś durne seriale lub teleturnieje. Spojrzałam na zegarek, lada moment miała zjawić się Jessica. Wyłączyłam telewizor i gdy tylko odłożyłam pilot na stolik usłyszałam dźwięk podjeżdżającego samochodu, a chwilę potem dzwonek u drzwi. Wstałam i poszłam otworzyć drzwi. Jess weszła do środka. Jej lekko falowane jasne włosy swobodnie opadały na ramiona, kołysząc się przy każdym jej ruchu. Była szczupła i wysoka, wyższa ode mnie i zawsze elegancka. Ja nie specjalnie lubię się malować, lub nosić szpilki, to zupełnie nie w moim stylu.
- No to gdzie szanowna królewna posiada walizeczki? - spytała teatralnie unosząc przy tym brwi.
- Ehmm... no na górze, a gdzie? - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Więc idziemy się pakować, a potem pojedziemy jeszcze na miasto jakoś spędzić ten Twój ostatni dzień pobytu tutaj. - powiedziała z tym swoim uśmieszkiem.
     Poszłyśmy na górę i zaczęłyśmy mnie pakować. Oczywiście jak to Jessica miała w zwyczaju zaczęła marudzić na moje ciuchy, że jak ja niby mogę w nich chodzić. Mnie to jednak nie przeszkadzało. Mimo, że miałyśmy inny styl dogadywałyśmy się i tak.
     Kiedy byłam już spakowana, tak jak obiecała mi to Jess pojechałyśmy na miasto. Połaziłyśmy jeszcze po jakiś sklepach. Weszłyśmy do kawiarni, gdzie spotkaliśmy naszych znajomych ze szkoły i w zasadzie tak nam zleciało popołudnie. Gdy zaczęło się powoli ściemniać musieliśmy się pożegnać. Jessica powiedziała, że nie będę się tłukła autobusem i mnie odwiezie i tak też zrobiła.
     Zatrzymałyśmy się na podjeździe przed moim domem. Już miałam wysiadać, kiedy odezwała się Jess.
- Lena?
- Tak? - spojrzałam na nią zaciekawiona.
- Uważaj, znaczy, powodzenia Ci tam życzę. - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- Dzięki. - powiedziałam, a Jessica już otwierała usta by coś powiedzieć, ale wyprzedziłam ją wiedząc o co zapyta. - I obiecuję nie zapomnę o mojej najlepszej przyjaciółce. - uśmiechnęłam się, a ona wraz ze mną.
     W końcu wysiadłam i weszłam na werandę, otwierając drzwi i patrząc jak odjeżdża.


____________________
Pierwszy rozdział, bardzo proszę o komentowanie co się podoba, a co nie. Spodobało Ci się? Dodaj siebie do obserwujących. Następny postaram się dodać w piątek.;**

6 komentarzy:

  1. Fajnie :D

    Będę zerkać :D

    Hej dodasz się do obserwatorów u mnie?

    Licze na kom ;D

    www.gwiazdka-marzen.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. niom fajnie się zaczyna i też będe zerkać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piszesz bardzo podobnie do mnie: http://jassiewhite.blogspot.com/. Nie chodzi mi o pomysł , tylko o styl pisania. Nie jestem przez to jakoś szczególnie zła, ale proszę na przyszłość abyś tego już nie robiła.

    A tak wgl. pomysł książki bardzo fajny i jak na I opowiadanie to jest super ;**

    będę tu zaglądać !

    Jass

    OdpowiedzUsuń
  4. tak wiem, przepraszam, ale chodziło mi tylko o początek, bo kompletnie nie wiedziałam jak zacząć.;) ale już więcej się to nie powtórzy, możesz być pewna.;)

    OdpowiedzUsuń
  5. fajne ;)
    zapraszam do mnie :)
    dodasz się do obserwatorów ?
    http://chlopak-ktory-nauczyl-mnie-zyc.blogspot.com

    By Natalia <3.

    OdpowiedzUsuń
  6. jeśli tak to się bardzo cieszę. ;))

    zapraszam do mnie : http://jassiewhite.blogspot.com/ (jest II rozdział)
    licze na kom.

    OdpowiedzUsuń